RECENZJE / REVIEWS


„Śmiertelnik, anioł oraz bies to ty ...” [1] – kilka refleksji na temat twórczości Mariusza Otta

Wchodząc w twórczość Mariusza Otta wchodzimy w inny wymiar – dziwaczny,  halucynogenny, surrealistyczny, wymiar Innego Miejsca, które według teorii Lacana jest przestrzenią podświadomych rojeń i prób autodefinicji.  Inne Miejsce rządzi się prawami marzeń sennych, nieświadomych gestów, automatycznych czynności. To sfera ujawnienia drzemiących w człowieku pragnień, lęków, tęsknot.[2] Jednocześnie zdaje nam się, jakbyśmy oglądane prace znali już bardzo dobrze, tak mocno wychodzą one z tradycji historii sztuki, która zakodowana jest w świadomości tak patrzącego, jak i tworzącego.
Przyglądając się pracom Mariusza Otty okazuje się, że operuje on w zasadzie dość zawężonym wachlarzem motywów ikonograficznych. Wręcz nachalnie, natarczywie pojawiają się dziwaczne głowy, piętrzące się, ziejące spojrzeniem zmultiplikowanych oczu, twarze rozdarte niemym krzykiem, bądź łypiące cicho i złowrogo. Z drugiej strony artysta wręcz obsesyjnie powraca do aktu, prezentując torsy bądź studia kończyn, powykręcanych konwulsyjnie, ponapinanych nadnaturalnie, spazmatycznie zdeformowanych w bólu lub ekstazie. Te portrety i akty zdecydowanie mają swoje korzenie w starożytności. Nie ulega wątpliwości, że artysta jest bardzo świadomy i wyczulony wobec tradycji antycznych tak jako rzeźbiarz, i jako rysownik. Co ciekawe, jego rysunki pozostają formalnie niezwykle rzeźbiarskie, niemalże trójwymiarowe, stanowiąc nierozerwalną jedność z jego pracami w kamieniu. Manierystyczne akty niejednokrotnie przypominają sylwetę hellenistycznej rzeźby Laokoona wykręconego w literę „s”, tyleż realistyczną, co skrajnie ekspresyjną. Wijąca się figura serpentinata świętokradczego kapłana instynktownie walczy o życie w tragicznej sytuacji bez wyjścia i ratunku, jakby chciała wyzwolić się z własnej powłoki cielesnej. Podążając  w pamięci nieco dalej salami Muzeów Watykańskich, natrafiamy także na słynne Torso belwederskie - pozbawione rąk i nóg, bez głowy, ale przecież z tułowiem wyrzeźbionym tak doskonale, że stanowiło wzór do inspiracji i naśladowania dla licznych wielkich artystów, z Michałem Aniołem na czele. Zdaje się z resztą, że lekcję renesansu i manieryzmu florenckiego ma Otta także dobrze przestudiowaną.  W jego rysunkach czy realizacjach rzeźbiarskich koncentruje się bowiem harmonia rzeźb Donatella, z dynamizmem Giambologni, oraz profuzją i fantazją Michała Anioła.
Pytanie, które niewątpliwie nurtuje w kontekście twórczości Mariusza Otta dotyczy tożsamości portretowanych. Czy mamy tutaj do czynienia z portretem, autoportretem, czy też z surrealistycznym fantazmatem?  Czy jest to cały czas ten sam model lecz przedstawiany w krzywym zwierciadle, czy też wytwór koszmarów bądź marzeń sennych? Te portrety czy też autoportrety nie wpisują się przecież  łatwo w tradycyjne tory rozumowań historii sztuki. Nie są bynajmniej dumną autoprezentacją autora jako świadka pewnych scen czy wydarzeń (por. Jan van Eyck w obrazie „Portret małżonków Arnolfinich” czy Velázquez w „Las Meninas”). Nie jest to także rejestr żywotu artysty sensu stricte, jak to miało miejsce u Rembrandta. Być może dlatego, że Otta tak naprawdę nie wykonuje portretu, lecz tworzy „studium twarzy”, które nie są tożsame, jak zauważa Hans Belting.[3] Podążając dalej za myślą Beltinga, należy także zacytować przytaczane przez niego rozróżnienie Deleuze’a „twarzy” (jako systemu znaków) od „głowy” (jako części połączonej z ciałem fizycznym). Wydaje się, że Otta podobnie jak opisywany przez Beltinga Francis Bacon „budzi w twarzy nowe, cielesne życie. Gdy twarz u niego krzyczy, krzyczy całe ciało”.[4] Z drugiej strony, jeśli dobrze zastanowić się nad tą konstatacją, dochodzimy do wniosku, że ciało i głowa u Otty mogą istnieć równie silnie tak razem, jak i osobno. Artysta bowiem  wydaje się traktować je jako autonomiczne całości. Odnosi się wrażenie, że ciało obrazowane bez głowy wyraża emocje, które normalnie zaznaczałyby się na twarzy. Ekstremalne napięcia, rozdarcie, dynamika przedstawianego ciała mówi wszystko o kondycji obrazowanego człowieka, nawet jeśli jego twarz została pominięta. I odwrotnie. Patrząc na ukazane twarze, zdaje się jakbyśmy widzieli całego człowieka, ich siła bowiem antycypuje całą postać i jej kształt. Dodatkowo u Otta ciało należy bardziej do dziedziny kultury niż natury, ukształtowane za  pomocą wzorców czerpanych z wieloletniej tradycji historii sztuki i cywilizacji, raczej niż wzorowane na pierwotnych instynktach. To ciało, które odzwierciedla pewną wizję bądź filozofię świata, w którym znajduje się twórca/model/odbiorca. Stąd jego idealizacja, wzmożona ekspresją wyrazu, a zatem jego rola już nie jako zwyczajnego odzwierciedlenia rzeczywistości takiej, jaka jest, ale pewnych pojęć, idei, kryjących się za obrazem. „Ciało może prowadzić do świadomości, zanim stanie się jej przedmiotem”, może być symbolem wyzwolenia z ciążących tradycji, zrzucenia jarzma narzuconego przez kulturę i obyczajowość, może też być reprezentacją tegoż właśnie gorsetu, w którym człowiek jest więziony[5]. U Otta mamy do czynienia z jednej strony z kultem tego idealizowanego, boskiego ciała, z drugiej zaś skonfrontowani jesteśmy z jego niedoskonałościami, rozdarciem, pęknięciem, które tak naprawdę nie jest fizyczne, lecz emocjonalne, co pozwala sądzić, że ciało pozostaje jedynie metaforą stanów psychicznych, abstrakcyjnych pojęć, obrazem tego, czego nie widać.
Ciekawym i niewątpliwie centralnym motywem w twórczości Mariusza Otta jest również oko i związane z nim spojrzenie. Tak w historii sztuki, jak i w psychologii zagadnienia związane ze wzrokiem i sposobem patrzenia były i pozostają przedmiotem szerokich analiz. Oko, cytując za Poprzęcką, to zwierciadło duszy, okno na świat.[6] Siła spojrzenia może posiadać wielką moc, także magiczną. Złe oko rzuca zły urok. Wydaje się jednak, że to „malocchio” u Otta nie do końca istnieje. Oko stanowi centrum jego wszechświata, natomiast nie jest to tyleż anamorficzne przedstawienie organu wzroku jak u Leonarda, poddane eksperymentatorskiemu zniekształceniu i dogłębnej naukowej analizie, ale raczej studium zwierciadła duszy, symbol identyfikacji / autoreferencji. To oko „niezaspokojone, rozsadzane przez zachłanność”, ciekawskie, świdrujące, oko artysty, który „widzi więcej i lepiej”.[7] Spojrzenie ukazywanych modeli -stworów, modeli-zjaw nie jest tyle złowieszcze, co bardziej przerażone,  dramatyczne, krzyczące z bezsilności, rozsadzające obraz, to znowuż kompletnie oderwane od rzeczywistości, błądzące gdzieś we własnym świecie. Portretowany to jednocześnie Narcyz i Cyklop w jednym, figura tragiczna, rozdarta pomiędzy pięknem a brzydotą, miłością i nienawiścią, spokojem a agresją, dobrem a złem. Wracając znów do Lacana i definiowanego przez niego studium „lustra”, te portrety/autoportrety stanowiące przedstawienie albo rzeczywiste, albo zmyślone, są drogą ku samopoznaniu, definicji własnego ukrytego „ja” w relacji do wyobrażeń czy to fizycznie, czy też psychicznie do tego „ja” podobnych.[8] To wszechobecne spojrzenie kieruje raczej uwagę na obiekty pragnień, popędów, fantazji, niż spogląda bezpośrednio na widza.    
Tak jak piętrzą się oczy w przedstawieniach Mariusza Otta, tak i nakładają się na siebie tradycje, z których artysta czerpie. Ernst Gombrich w słynnej książce „The Story of Art” pisząc o Rene Magritte i surrealistach, zwraca uwagę na pęd do tworzenia nowej rzeczywistości, raczej niż mimetycznego kopiowania tej istniejącej zgodnie z prawidłami wielowiekowych tradycji, podkreślając imperatyw kreowania nowych fantastycznych obrazów niejednokrotnie inspirowanych snami, ale nadal przy zastosowaniu narzędzi akademickich.[9] To zestawienie uznanych osiągnięć tradycji artystycznej z eksperymentalną nowoczesnością zaznaczone jest zdecydowanie w pracach Mariusza Otta. Jego sztuka jest jednocześnie okulocentryczna, zdominowana przez zmysł wzroku, skopofiliczna[10], a więc zmuszająca wręcz widza do patrzenia, i patrząca wnikliwie na niego. Prace Otta z jednej strony przyciągają obiektywnym pięknem studiów inspirowanych naturą, z drugiej intrygują deformacją, zastanawiają emocjonalnością, prowokują do innego patrzenia – do wewnątrz siebie,  w głąb natury ludzkiej, wychodząc z renesansowego wystudiowanego naśladowania rzeczywistości, do surrealistycznej wrażliwości i fantazjowania na temat świata i pozycji w nim człowieka.

                                                                                                                        Marta Wróblewska


[1] Paul Verlaine, „Do Artura Rimbaud” [w:] „Poeci wyklęci”, antologia, Spółdzielnia Wydawnicza ANAGRAM, 2001/2002, s. 156.
[3] Hans Belting, „Faces. Historia twarzy”, słowo/obraz/terytoria, Gdańsk 2015, s. 188.
[4] Ibidem, s. 189.
[5] „Historia ciała”, red. Georges Vigarello, słowo/obraz/terytoria, Gdańsk 2011, s. 7.
[6] Maria Poprzęcka, „Inne obrazy”, słowo/obraz/terytoria, Gdańsk 2008, s. 5.
[7] Ibidem, s. 16.
[9] Ernst Gombrich, „The Story of Art.”, Phaidon Press Ltd, 2012, s. 457.
[10] Maria Poprzęcka, Op. Cit., s. 8.


Eng.


“Human, an angel and a demon, or, on other words,you...” [1] – a handful of reflections on the works of Mariusz Otta

Marta Wróblewska

Entering the works of Mariusz Otta we enter another dimension – strange, hallucinogenic, surrealistic, a dimension of Another Place, which according to Lacan’s theory, is a space of subconscious fantasies and an attempt of self-identification. Another Place observes the rules of night dreams, unconscious gestures, automatic activities.  It is a zone of disclosing the desires dormant in man, his fears and longings.[2] At the same time it seems to us that we know the works of art that we see very well. They so strongly stem out of the tradition of the history of art which is already encoded in the consciousness of both the viewer and the artist.
Looking at the works of Mariusz Otta one can see that he actually operates with a fairly limited spectrum of iconographic motifs. Actually quite forcefully, there appear wired heads, piling, blasting with a look of multiplied eyes, faces torn with a mute shout, or glancing secretly, quietly and portentously.  On the other hand, the artist quite obsessively comes back to a nude, presenting torsos, or studies of limbs, convulsively twisted, unnaturally bent, spastically deformed in pain or ecstasy. These portraits and nudes surely have their roots in antiquity. There is no doubt that the artist is very much aware of and sensitive to antique traditions as a sculptor and an artist. What is interesting, his works, remaining extremely sculpture like, almost three dimensional, constitute an inseparable whole with his works in stone.    Mannerist nudes sometimes are similar to a Hellenistic silhouette of the Laocoön group twisted into a letter “s”, to the same degree realistic and extremely expressive. The slithering  serpentinata figure of a sacrilegious priest instinctively struggles for life in a tragic situation of no escape or help, as if it wanted to liberate from its own human shape.  Following a bit further in memory the rooms of the Vatican Museums, we encounter the famous Belvedere Torso – with no hands or legs, without a head, but still with the torso sculpted so perfectly that it was an inspiration and an example to follow for many great artists, with Michael Angelo as well. Anyway, it seems that Otta has studied the lesson of Florence Renaissance and Mannerism thoroughly. As in his drawing and sculptures there concentrates the perfection of the sculptures of Donatello, with the dynamism of Giambologni and profusion and fantasy of Michael Angelo.
The question that undoubtedly must be asked in the context of the art of Mariusz Otta refers to the identity of the people being portrayed.  Do we have to do here with a portrait, an self-portrait, or with a surrealistic phantasm?  Is it all the time the same model presented in a distorted mirror, or a selection of nightmares or dreams. As those portraits or self-portraits do not easily inscribe into the traditional ways of understanding the history of art.   Surely, they are not a proud self-presentation of the author as a witness of certain scenes or events. (comp. Jan van Eyck in the picture “The Arnolfini Portrait” or Velázquez in “Las Meninas”). Neither are they a register of the life of the artist sensu stricte, as it was the case with Rembrandt. Maybe, because Otta does not really make a portrait but creates “a study of a face”, which is not the same, as notices Hans Belting.[3] Following further the thought of Belting, one should also quote the Deleuze’s distinction he refers to between “face” (as a system of signs) and “head” (as a part connected with physical body). It seems that Otta, like Francis Bacon described by Belting “wakes a new body life in a face. When the face shouts, the entire body shouts”.[4] On the other hand, if one carefully considers this observation, one comes to a conclusion that in Otta’s works body and head can equally strongly exist together and separately, as the artist seems to treat them as autonomous wholes. One has an impression that without a head expresses the emotion that would normally be seen on the face. Extreme tensions, being torn apart, the dynamics of the presented body tell us everything about the condition of the pictured man, even if his face was skipped. And vice versa. Looking at the faces shown, it seems that we can see the entire man, as their power anticipates the entire figure and its shape.  Additionally, in Otta’s art the body belongs more  to culture than nature, shaped rather by the use of patterns and examples taken from the long tradition of history of art and civilization than following primitive instincts. The body that reflects a certain vision or philosophy of the world, in which there is the creator/model/viewer. Hence its idealisation, increased by the expression of the message, hence its role not any more as an ordinary reflection of the reality as it is, but a reflection of certain notions, ideas behind the picture. “The body can lead to awareness before it becomes its subject”. It can be a symbol of liberation from the burdening traditions, of getting rid of the limitations imposed by culture and mores. It can also be a representation of this straightjacket in which man in imprisoned[5]. In Otta’s works we have to do, on the one hand, with a cult of this idealized, divine body, and on the other hand, we are confronted with its imperfections, being torn apart, with its cracks, which actually are not physical but emotional, which lets us think that body remains only a metaphor of psychic states, of abstract notions, a picture of what one cannot see.
The eye and the look connected with it undoubtedly is an interesting and central motif in the art of Mariusz Otta.  Both in the history of art and psychology the issues connected with sight and the way of looking have always been a subject of through analyses. As Poprzęcka says, an eye is a mirror of the soul, a window to the world.[6] A look can be very powerful, also in the magical sense. A bad eye casts a bad spell. It seems, however, that  this “malocchio” does not fully exist in Otta’s works. Eye is a centre of his universe, but it is not an anamorphic representation of the organ of sight, as in Leonardo, subject to experimental distortion and deep scientific analysis but rather a study of the mirror of the soul, a symbol of identification/self-reference. This eye “unsatisfied, being blast by greed”, inquisitive, piercing; the eye of the artists who “sees more and better”.[7] The look of the presented models-creatures, models- phantoms is not so much ominous but more terrified, dramatic, shout out of helplessness, cracking the picture, or, at times, totally  unrealistic, wandering somewhere in the world of its own.  The portrayed figure is Narcissus and  Cyclops in one, a tragic figure torn between beauty and ugliness, love and hatred, calmness and aggression, the good and the evil. Coming back to Lacan and the study of a “mirror” that he defines, such portraits/self-portraits that are real or devised representations, constitute a way towards getting to know oneself, towards a definition of the hidden “self” in relations to the picture, physically or psychologically, of similar to this “self”.[8] This omnipresent look rather draws our attention to the objects of our desires, drives, fantasies than looks directly at the viewer.      
Just as eyes pile up in the representations of Mariusz Otta, the traditions from which the artist draws - overlap. In his famous book “The Story of Art”, writing about  Rene Magritte and the surrealists, Ernst Gombrich noticed a drive for creating rather a new reality than for mimetic copying of the existing reality according to the rules of the centuries long tradition, emphasizing the imperative to create new fantastic pictures, often inspired by night dreams, but sill by the use of academic tools.[9] This combination of the recognized achievements of tradition with experimental novelty is clearly marked in the works of Mariusz Otta. His art is both oculocentric, dominated by the the sense of sight, scopophilic [10], so it actually forced the viewer to look and looks inquisitively at him. On the one hand, the works of Otta attract with their objective beauty of the studies inspired by nature. On the other hand, they intrigue with deformation, puzzle with emotionality, provoke for a different looking   – inside yourself, deep into the human nature, coming from the Renaissance well studied following of the reality towards the surrealistic sensitivity and making fantasies about the world and the position of man in the world.
                                                                                            



[1] Paul Verlaine, “To Arthur Rimbaud” [in:] “The Accursed Poets”, anthology, Spółdzielnia Wydawnicza ANAGRAM, 2001/2002, p. 156.
[3] Hans Belting, “Faces. A History of Face”, słowo/obraz/terytoria, Gdańsk 2015, p. 188.
[4] Ibidem, p. 189.
[5] “History of Body”, ed. Georges Vigarello, słowo/obraz/terytoria, Gdańsk 2011, p. 7.
[6] Maria Poprzęcka, “Other Pictures”, słowo/obraz/terytoria, Gdańsk 2008, p. 5.
[7] Ibidem, p. 16.
[9] Ernst Gombrich, “The Story of Art.”, Phaidon Press Ltd, 2012, p. 457.
[10] Maria Poprzęcka, Op. Cit., p. 8.

v. Maria Stelmasiewicz




Twórczość trójmiejskiego rzeźbiarza Mariusza Otta nie należy do propozycji artystycznych potocznie określanych mianem łatwych i przyjemnych. Plastyczna aktywność tego absolwenta gdańskiej ASP i ucznia profesora Sławoja Ostrowskiego jest daleka od kokietowania odbiorcy bezpieczną i harmonijną wizją świata.
Młody artysta swoimi rysunkowymi i rzeźbiarskimi wypowiedziami wręcz zmusza do uważnej obserwacji, która jednak często nie łagodzi uczucia dyskomfortu. Niepokojące prace Mariusza Otta wymagają skupienia, nie pozostawiając nikogo obojętnym, a to w zalewie sztuki "letniej" i doraźnej, często powierzchownie kopiującej rzeczywistość, jest już sporym osiągnięciem. Odmienność spojrzenia prowokuje w tym przypadku do refleksji nad złożonością natury człowieka. To właśnie my wszyscy, "korona wszelkiego stworzenia", jesteśmy w twórczości Mariusza Otta obiektem, czasem okrutnej, czasem czułej ale także i ironicznej wiwisekcji. Słowa malarza Feliksa Tuszyńskiego: "W jednej formie mieszczą się inne formy życia. Nie ma początku i końca. Wszyscy jesteśmy częścią całości" wydają się współgrać także z plastycznymi wyborami trójmiejskiego rzeźbiarza.
W ujęciu artysty deformacja staje się narzędziem odzierania z masek, koniecznym etapem w trudnym procesie poszukiwania autentyczności pod warstwami narzuconych przez społeczne normy min i grymasów. Emocjonalność plastycznego zapisu manifestuje się przez liczne przekształcenia i multiplikacje. Atomizacja figuratywnych wyobrażeń podkreśla tajemnicę, jaką dla siebie i innych pozostaje człowiek. Wymiernym efektem jest swoisty dokument przeżyć, plastyczny pamiętnik poświadczający integralność i osobność doznań tego twórcy. Dowodem talentu Mariusza Otta jest zdolność nadania tak specyficznym wizjom, przywodzącym poprzez swoją pesymistyczną diagnozę społeczeństwa, skojarzenia z malarstwem Jamesa Ensora, cech uniwersalnych. W takim ujęciu istota ludzka bez względu na czas, w którym funkcjonuje pozostaje niezmienna ze swoimi wadami i zaletami, nadziejami i lękami, potrzebami i emocjami.
Otta z całą premedytacją unika bezpośrednich odniesień do otaczającej rzeczywistości, poświęcając się konsekwentnej budowie oryginalnego świata twórczego. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy w swojej najnowszej realizacji rzeźbiarskiej podejmuje "modny" temat inwigilacji. Podobnie jak w poprzednich pracach także i tu silnie wybrzmiewa potrzeba odejścia od klasycznie rozumianej harmonii i jedności formy. W przypadku plastycznej aktywności tego artysty, kontestacja akademickich założeń nie zamienia się jednak w bezkrytyczną pogoń za nowością.
Artysta pozostaje wierny sobie i swojemu twórczemu temperamentowi. Ponad epatujące "aktualnością przekazu" instalacje stawia świat budowany przy pomocy ołówka i dłuta. W tym przypadku solidne, tradycyjne narzędzia służą kreowaniu wizji bezkompromisowych, podawanych często "bez znieczulenia". W tej złożonej grze przeciwieństw relacje brzydoty i piękna pozostają niepokojące i nieprzewidywalne. Wysokie i niskie; wzniosłe i trywialne, jedno nie może tu egzystować bez drugiego, Mariusz Otta w profanum dostrzega sacrum, a w podniosłym robi dziurę, by przekłuć balon napuszenia "moralnych zwycięzców".
Twórca potrafi jednocześnie ukazać porażającą bezbronność człowieka, jego dojmującą samotność w świecie tysiąca oczu i uszu. Fascynuje go moment zderzenia przypadku z ładem, konfrontacja matematycznego porządku z pączkującym, rozrastającym się chaosem. Istotniejsza od dylematów związanych z wyborem narzędzi ekspresji plastycznej jest w tym przypadku potrzeba wypowiedzenia indywidualnej prawdy. Ołówek, długopis i glina stały się w ramach praktyki twórczej Mariusza Otta równoprawnymi środkami wyrazu.
Konsekwencją takiej postawy jest odejście od rzeźby w stronę prac rysunkowych, umożliwiających bardziej bezpośredni zapis emocji. Dokonania te należy traktować w kategoriach autonomicznej wypowiedzi plastycznej, której "rzeźbiarskie korzenie” mają obecnie znaczenie drugorzędne. Te asocjacje formalne, często zapewne automatyczne i podświadome, są w większym stopniu zaletą niż wadą. Nieporozumieniem byłoby zatem określanie Mariusza Otta mianem "rysującego rzeźbiarza". Legitymuje się on znaczącym dorobkiem w obu dziedzinach swojej plastycznej aktywności. Ten absolwent gdańskiej ASP umiejętnie zestawia odważne poszukiwania formalne w ramach rzeźby figuratywnej i portretowej z szacunkiem dla tradycji. Istotnym przykładem łączenia obu tendencji był już dyplom artysty zrealizowany na Wydziale Rzeźby w roku 2010. Zainteresowanie portretem syntetycznym przyniosło w efekcie realizację, będącą oryginalnym nawiązaniem do słynnej chińskiej terakotowej armii. Od tego czasu także w rzeźbie artysta wypracował własny język plastyczny, znajdując oryginalną i autonomiczną formułę plastycznego obrazowania. Wiele inwencji wykazał posługując się elementami rozczłonkowanego portretu, który w jego wydaniu za każdym razem zaskakuje, prowokując różnorodne interpretacje. Istotny staje się tu prymat wewnętrznej prawdy nad fizycznym podobieństwem, konsekwentne unikanie dosłowności twórczego komunikatu. Abstrakcja anatomicznych multiplikacji nadaje rzeźbom Mariusza Otty charakter metaforycznych opowieści. Artysta nie unika także subtelnej syntezy, czego przykładem jest pozbawiona przegadania "Pływaczka".
Wierność tradycyjnym mediom przy równoczesnej odwadze formalnej świadczy o integralności postawy twórczej. Słowa Hermanna Hesse: "Większość ludzi żyje tak nierealnie ponieważ zewnętrzne obrazy uważają za rzeczywistość, a swojego własnego świata nie dopuszczają do głosu "wyjątkowo trafnie oddają wysiłek związany z odnajdywaniem własnej drogi. Mariusz Otta ten etap ma już za sobą . Warto wsłuchać się w jego głos.
                                                                                                Rafał Radwański


Eng.

 Rafał Radwański

The art of the Tri-City sculptor Mariusz Otta does not belong to an artistic proposal colloquially called easy and pleasant. The artistic activity of that graduate of Gdańsk Academy of Fine Arts and a student of Professor Sławoj Ostrowski is far from tempting the viewer with a safe and harmonious vision of the world.
With his drawings and sculptures the young artist actually forces people to observe carefully, although such observation often does not relieve the feeling of discomfort. The disconcerting works of Mariusz Otta require being focused. They do not leave anyone indifferent, which in the deluge of “mediocre” and ad hoc art that often superficially copies the reality is already a great achievement. In this case the different look provokes to reflect on the complexity of human nature.  It is all of us, “the crown of all creation” that in the art of Mariusz Otta are an object sometimes cruel, sometimes tender but also ironic vivisection.  The words of the painter Feliks Tuszyński: "One form contains other forms of life. There is no beginning or end. We all seem to be a part of an entirety” seem to be the underlying principle also of the artistic choices of the Tri-City sculptor.
In the artist’s view deformation becomes a tool for taking off masks, a necessary stage in the difficult process of looking for authenticity under the layers of faces and grimaces imposed by social norms. The emotionality of the artistic rendering manifests itself through numerous transformations and multiplications. The atomization of figurative depictions emphasizes the mystery man remains for himself and for other people. A sort of document of experiences, an artistic diary confirming the integrity and separation of the experience of this artist is a tangible effect. The talent of Mariusz Otta can be seen in his ability to give his very special visions, brining through their pessimistic diagnosis of the society, associations with the painting of James Ensor, universal features. In such an approach, no matter at what time it functions, the human being remains the same with all his vices and virtues, hopes and fears, needs and emotions.   
Otta deliberately avoids direct references to the surrounding reality, focusing on consistent building of an original artistic world. It happens even when in his latest sculpting creation the artist tries to cope with the “fashionable” theme of invigilation. Like is his previous works, also here one can see a strong need to divert from the classically understood harmony and unity of form. In the artistic creation of this artist, questioning the academic assumptions does not, however, change into a blind search for novelties.
The artist remains faithful to himself and his artistic temperament. He puts the world built with a pencil and a chisel over installations dazzling the viewers with “current messages”. In this case, the solid, traditional tools are used to create uncompromised visions, often served “without anaesthesia”.  In this complex game of opposites, the relations of ugliness and beauty remain disconcerting and unpredictable.  High and low; elevated and trivial, one cannot exist without the other. Mariusz Otta sees sacrum in w profanum, and makes a hole in the elevated to puncture the balloon of pomposity of “moral winners”.   
The artist can also show the terrifying helplessness of man, his overwhelming loneliness in the world of thousands of eyes and ears. He is fascinated with the moment of clash of coincidence with order, confrontation of mathematical order with the growing chaos.  The need to express his individual truth is more important than the dilemmas connected with the choice of the tools of artistic expression. A pencil, a ball-pen and clay have become means of expression of equal significance in the artistic work of Mariusz Otta.
Moving from sculpture to drawings that enable more direct recording of emotions is a consequence of such an attitude. These achievements should be treated in terms of autonomic artistic expression in which “sculpting roots” are of secondary significance. These formal associations, probably often automatic and unconscious, are more of a virtue than a fault. It would be thus a misunderstanding to call Mariusz Otta a “drawing sculptor”. He has significant achievements in both fields. This graduate of Gdańsk Academy of Fine Arts skilfully puts together brave formal search in figurative and portrait sculpture and respect for tradition. The artist’s diploma at the Faculty of Sculpture in 2010 was already a significant example of combining those two tendencies. His interest in a synthetic portrait gave rise to a work that is an original reference to the Chinese terracotta army. Since that time the artist has also developed an artistic language of his own, finding an original and autonomic formula of artistic expression. He showed a lot of invention using elements of a divided into bits and pieces portrait, which is always surprising and provokes different interpretation. What is important here is the primacy of inner truth over physical resemblance, consistent avoidance of literality of artistic message. The abstraction of anatomic multiplications gives the sculptures of Mariusz Otta the character of metaphoric tales.  The artist does not avoid a subtle synthesis, of which “Swimmer”, with no excessive narrative is the best example.  
Faithfulness to the traditional media accompanied by formal courage indicates integrity of artistic attitude. The words of Hermann Hesse: "Most people live so unrealistically because they consider external pictures to be the reality, and they do not give voice to their own world” very truthfully render the artistic effort connected with looking for a way of one’s own.  Mariusz Otta has already passed that stage. It is worth listening to him. 
                                               
                                                                                                                       
v. Maria Stelmasiewicz

Komentarze